Snippet

Obcy: Przymierze

Statek osadniczy "Przymierze" dociera na nieznaną planetę, która wydaje się być prawdziwym rajem dla człowieka. Członkowie ekspedycji szybko się jednak przekonują, że trafili do mrocznego, pełnego tajemnic i zagadek świata, którego jedynym mieszkańcem jest android David, ocalały z katastrofy "Prometeusza". Gdy odkrywają, że świat ten kryje w sobie niewyobrażalne zagrożenie, muszą podjąć przerażającą próbę ucieczki.

gatunek: Thriller, Sci-Fi
produkcja: USA, Australia, Nowa Zelandia
reżyser: Ridley Scott
scenariusz: John Logan, Dante Harper
czas: 2 godz. 2 min.
muzyka: Jed Kurzel
zdjęcia: Dariusz Wolski
rok produkcji: 2017
budżet: 111 milionów $
ocena: 7,1/10













Narodziny klasyki


Kiedy w 1979 premierę miał film "Obcy – 8 pasażer Nostromo" nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że stanie się on klasykiem gatunku sci-fi. Tak naprawdę widownia została oszołomiona pomysłem na pozaziemską formę życia, która w tak brutalny sposób przechodzi proces ewolucji. Jednakże fakt ten nie przeszkodził Jamesowi Cameronowi, aby na dobre zapiać "Obcego" w historii kinematografii. To głównie za jego przyczyną seria ta zyskała drugie życie. Niektórzy twierdzą nawet, że "Decydujące starcie" jest lepsze niż oryginał. Ale to nie jest tematem tej recenzji.  Dzisiaj skupimy się raczej na zagadnieniu czy da się jeszcze zrobić dobrego "Obcego", albowiem dalsze kontynuacje serii były kompletnymi niewypałami (wykluczając "Prometeusza"). A więc panie Scott, jak to jest z tym pana nowym filmem?

Dla niektórych to porządna porcja sci-fi, a dla innych zaś zmarnowany potencjał. A więc według odpowiedniej teorii prawda leży po środku. W tym przypadku zasada ta sprawdza się podręcznikowo. Jednakże żeby przejść do sedna należało by wiedzieć z czym mamy do czynienia. Otóż załoga statku Przymierze zmierza prosto do planety, na której ma założyć kolonię dla ludzkości. To nowy etap w dziejach ludzkości. Podczas podróży załoga natrafia na nieznaną dotąd planetę, która w równym stopniu nadaje się na misję kolonizacyjną. Niestety nie wiedzą, że skrywa ona śmiertelna tajemnicę. Rozpoczyna się walka o przetrwanie z jednym z najniebezpieczniejszych organizmów w kosmosie. Czy nasza załoga przeżyje spotkanie z obcym z innej planety? Struktura fabularna w dużym stopniu przypomina pierwszego "Obcego". Da się to wywnioskować już po samym opisie. Jednakże niech was to nie zmyli. Tym razem historia jest dużo bardziej złożona niż mogło by nam się wydawać. Powodem tego jest odpowiedzialność jaką zrzucono na "Przymierze", albowiem jest ono zarówno sequelem "Prometeusza" jak i prequelem pierwszego "Obcego". Wszystko to brzmi niesamowicie intrygująco, ale jak to się wszystko sprawdza w praktyce? Nie najgorzej, ale do rewelacji daleko. Nie można mieć wszystkiego, a twórcy nowego "Obcego" wyraźnie zapragnęli niemożliwego. Chcieli stworzyć dwa filmy w jednym, aby jak najprędzej powrócić do starego dobrego Xenomorpha. W ostatnim obrazie z serii go zabrakło co bardzo zezłościło fanów na całym świecie. Teraz się pojawia, ale nie w taki sposób jaki byśmy chcieli. Albowiem nie da się ukryć, że "Przymierze" to tak naprawdę więcej "Prometeusza" niż "Obcego". Zaczyna się całkiem niepozornie, ale im bardziej zagłębiamy się w fabułę widowiska tym bardziej oczywiste się to staje. Niestety w tym właśnie problem całego obrazu, który nieustannie stoi na rozdrożu pomiędzy dwoma filmami różniącymi się klimatem oraz wydźwiękiem. Tak jakby twórcy nie do końca byli pewni tego co robią i co chcą osiągnąć. Z jednej strony chcą wytłumaczyć wszystkie nieścisłości dotyczące "Prometeusza", ale zaś z drugiej strony pragną czym prędzej ukazać nam Xenomorpha, którego wszyscy tak bardzo chemy zobaczyć. Co ciekawe zabieg ten mógłby naprawdę fajnie wyjść gdyby nie zdecydowano się tak szybko do niego przejść. Odpowiednie zbudowanie napięcia to podstawa. Reżyser to rozumie i przez większość czasu udaje mu się wywiązać z tego zadania perfekcyjnie. Niestety rozpoczynając finalny akt wszystko to zaprzepaszcza kosztem drastycznego zwrotu w stronę "Ósmego pasażera Nostromo". Zbyt szybko i niechlujnie postanowiono tego dokonać przez co widzowi zbyt ciężko jest to wszystko pojąć. To samo można by powiedzieć o fabule, która niekiedy stara się udźwignąć zbyt wiele wątków. Z samego początku jest naprawdę dobrze. Jest mrok, tajemnica i odrobina grozy. To wszystko połączone ze sobą daje nam niesamowity efekt. Historia zaczyna się jak zwykle niepozornie, a następnie przeradza się szaleńczą walkę o przetrwanie. Jest intrygująca i bardzo wciągająca. Co prawda kilkakrotnie powtarza sprawdzone schematy i klisze, to jednak całkiem nieźle potrafi uargumentować ich wykorzystanie. Znaczna część fabularnych zdarzeń oraz decyzji bohaterów jest porządnie uzasadniona przez co nie ma co się do nich przyczepić. Niestety w opowieści natrafimy na kilka dziur i bezsensownych posunięć, które zdecydowanie były za głupie, aby je umieścić tego typu filmie. Niestety nic na to nie poradzimy. Cała opowieść sypie się wraz z finalnym aktem, który choć przedstawia nam obcego to niestety burzy rewelacyjnie zbudowaną dramaturgię i napięcie. Będzie nam ich zdecydowanie brakować w finale, który choć zrobiony z niesamowitym rozmachem potrafi odrobinę rozczarować. Koniec końców całość wypada całkiem nieźle. Jeśli przymkniemy oko na wszystkie te niedoskonałości to okaże się, że nie taki diabeł straszny jak go malują.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Zawdzięczamy to przede wszystkim pierwszoplanowym postaciom Są nimi Katherine Waterston jako Daniels oraz Michael Fassbender jako Walter. Reszta to jedynie bohaterowie, którzy gdzieś tam przewijają się na ekranie pomiędzy kolejnymi ujęciami. Wiele na ich temat nie wiemy i się nie dowiemy, albowiem stosunkowo szybko uda im się zginąć. Przynajmniej problem z głowy dla scenarzystów. Jak się później okazuje dla nas również, albowiem tak wielu nijakich bohaterów ta seria jeszcze nie miała. W "Ósmym pasażerze Nostromo" było ich siedmiu, w "Decydującym starciu" nico więcej, ale Cameron bardzo dobrze poradził sobie z ich przedstawieniem. Nawet w chaosie "Obcego 3" dało się rozpoznać kilka charakterystycznych bohaterów. Tym razem są to przede wszystkim postacie grane przez Waterstone i Fassbendera. Ewentualnie można by jeszcze się przekonać do Billyego Crudupa jako Orama i Dannyego McBridea jako Tennessee. Więcej już ciekawych postaci nie znajdziemy.

Strona wizualna jest jednym z najlepszych elementów obrazu. Całość została sfilmowana z niesamowitym rozmachem. Mamy rewelacyjne efekty specjalne, onieśmielające scenografie i rewelacyjne kostiumy. Do tego świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego i intrygujacą muzykę Jeda Kurzela nawiązującą do motywów muzycznych z "Obcego" i "Prometeusza". Każdy nawet najdrobniejszy wizualny aspekt obrazu został tutaj odpowiednio dopieszczony. Jak do tego dodamy jeszcze tajemnicę, mrok oraz świetnie zbudowane napięcie (do czasu) to jest to spełnienie marzeń. Co ciekawe film potrafi jest bardzo brutalny w porównaniu do poprzednich obrazów z serii. Mamy całą masę krwi oraz niepokojących obrazów, a więc nie jest to seans dla widzów o słabszych nerwach. Niestety muszę skrytykować film za jego akcję promocyjną. Ale nie ze względu na jej jakość, albowiem jest to jedna z najlepszych kampanii ostatnich lat. Dobrze zaplanowana, intrygująca no i przede wszystkim oferująca dużo nowych i ciekawych materiałów. A nawet za dużo. Albowiem kiedy przyjrzymy się wszystkim materiałom promującym obraz okaże się, że znaczna część nie dotrwała do kinowej wersji. Jest to bardzo dziwne i poniekąd niezrozumiałe. Po co reklamować film scenami, których w nim po prostu nie ma? Szczytem bezczelności jest już opublikowany niedługo przed premierą zwiastun o tytule "She won't go quietly", z którego ani jedna scena nie pojawia się w filmie.

"Obcy: Przymierze" nie jest złym filmem. Owszem brak mu konsekwencji twórców i lepiej opowiedzianej historii. Film również wypadłby dużo lepiej gdyby nie starano się wcisnąć do niego zbyt wielu rozmaitych wątków i nieco lepiej nakreślono przejścia do aktu trzeciego. Do tego dochodzi jeszcze sterta klisz i bezsensownych decyzji fabularnych, których można by uniknąć. Przydało by się również zredukować ilość postaci, albowiem jest ich zdecydowanie za dużo i są one zbyt nijakie. Jednakże jeśli przebolejemy te wszystkie wpadki nowy film Ridleya Scotta okaże się świetną rozrywką, która bez problemu zainteresuje nas przez cały czas trwania obrazu. Produkcji daleko do jakości "Ósmego pasażera Nostromo", ale fakt, że jest to zdecydowanie lepszy film niż "Obcy 3" i "Obcy: Przebudzenie" powinien być już wystarczającym pocieszeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że po odbytym seansie czuć niedosyt.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz