Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brie Larson. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brie Larson. Pokaż wszystkie posty
Film śledzi losy zespołu badaczy, którzy zapuszczają się w głąb niezbadanej wyspy położonej na Pacyfiku — tak samo pięknej, jak i zdradliwej — nie wiedząc, że wchodzą na teren należący do mitycznego King Konga.

gatunek: Dramat
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: 
Jordan Vogt-Roberts
scenariusz: Max Borenstein, Dan Gilroy, Derek Connolly
czas: 1 godz. 58 min.
muzyka: Henry Jackman
zdjęcia: Larry Fong
rok produkcji: 2017
budżet: 185 milionów $
ocena: 5,9/10













Wielkie nico


Ludzi zawsze pociąga nieznane. Taką mamy naturę i nic już tego nie zmieni. To właśnie ten pociąg prowadzi nas na nieznane wody, lądy czy na orbitę ziemską, a nawet na księżyc. Jednakże jak powszechnie wiadomo to za mało. Ciągle chcemy wiedzieć więcej, lepiej widzieć, docierać coraz dalej oraz stawać się jeszcze lepsi niż możemy być. Co nas do tego zmusza? Ciekawość, chciwość, przypadek, a może wiara? Tak mocna i głęboka wiara w coś tak nieprawdopodobnego, że aż musi być prawdą. Bądźcie jednak ostrożni moi drodzy. Na Wyspie Czaszki wszystko jest możliwe, a marzenia stają się prawdą.

Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz obejrzałem "King Konga" z 2005 roku w reżyserii Petera Jacksona. To dopiero było coś. Te efekty, ta historia. Coś niesamowitego. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że tak prędko doczekamy się kolejnej wersji tej powszechnie znanej historii. Jednakże czego się nie robi dla pieniędzy nieprawdaż? Tak czy siak powstanie "Konga: Wyspy czaszki" to nie tylko skok na kasę. To również (w wierze twórców) odświeżenie klasyka do całkiem nowej wersji. Jednakże czy udało się? No właśnie nie do końca. Jednakże żeby zrozumieć ideę przyświecającą temu rebootowi należy wnikliwie prześwietlić działania studia Warner Bros. które po całkiem sporym sukcesie "Godzilli" wpadło na ciekawy pomysł. Mianowicie włodarze wytwórni postanowili stworzyć MonsterVerse, w którym przedstawią nam filmy o potworach zamieszkujących ziemię. Takim oto sposobem "Kong: Wyspa czaszki" trafia na ekrany kin jako drugi film z całej serii o gigantycznych potworach. Akcja filmu skupia się wokół naukowców z Monarch, którzy wpadają na trop tajemniczej wyspy na oceanie spokojnym. Do tej pory ten ukryty i niezbadany kawałek lądu pozostawał z dala od ciekawski oczu. Teraz jednak dzięki ekspedycji światło dzienne ujrzą fakty na temat tego tajemniczego miejsca. Jednakże oprócz przygody na naszych bohaterów czeka seria niebezpieczeństw, albowiem wyspa na którą trafili nie jest taka jak się spodziewali. Początek produkcji to bardzo dobrze wykalkulowany wstęp, który robi to co do niego należy. Ma za zadanie zaciekawić nas fabułą filmu. Trzeba przyznać, że wychodzi mu to wyśmienicie. Już od pierwszych scen potrafi nas wciągnąć w wir akcji i z utęsknieniem czekać na pierwsze spotkanie z tytułowym monstrum. Co ciekawe twarz Konga poznajemy już w pierwszych kilku minutach jednakże na potwora w całej okazałości będziemy musieli jeszcze poczekać. Twórcy bardzo zgrabnie radzą sobie również z przedstawieniem nam wszystkich głównych postaci. Potrafią w rewelacyjny sposób zbudować napięcie oraz odpowiednią dramaturgię, dzięki której film sprawia wrażenie niesamowicie pochłaniającego. Wiemy, że na tajemniczej Wyspie czaszki czeka na nas nie jedna tajemnica do rozwiązania, a twórcy tylko to wykorzystują i skutecznie podgrzewają napięcie. Jest wartko, ciekawie i naprawdę wciągająco. Zresztą ten model wstępu jest perfekcyjnie zerżnięty z "Godzilli" Garetha Edwardsa. Wizerunek Konga to przez długi czas była pilnie strzeżona tajemnica tak jak wygląd Gdzilli. Z tą różnicą, że fani Godzilli zobaczyli potwora w pełnej krasie dopiero na seansie filmowym. Konga można było już oglądać na jednym ze zwiastunów. Porównajcie plakaty obydwu filmów. Podobieństwo jest wręcz porażające. To samo tyczy się głównego motywu przewodniego jak i czołówki, która wygląda niczym jak z obrazu Edwardsa. Podejrzewam, że jest to pewnego rodzaju sposób na przyporządkowanie danych produkcji do konkretnego uniwersum. W takim przypadku warto również zwrócić uwagę na tajną organizację Monarch, która będzie solidnym spoiwem każdego filmu z serii. Wracając jednak do omawianego obrazu należy wspomnieć, że jest on przede wszystkim nastawiony wyłącznie na akcję. I niestety w tym tkwi największy problem filmu. Zaraz po zapoznaniu się z Kongiem historia momentalnie traci nasze zainteresowanie i staje się dużo mniej intrygująca niż jej początek. Opowieść zdecydowanie zwalnia tempa i nie potrafi już wrócić na dawne tory. Raz potrafi być intrygująca, a zaś kiedy indziej niesamowicie nudna. Co ciekawe najsłabiej prezentuje się właśnie większość scen akcji. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale taka jest prawda. Ujęciom tym brak emocji oraz odpowiedniego napięcia przez co są one rozegrane na bardzo chłodnej nucie. Są po prostu ok, ale to zdecydowanie za mało jak na film tego kalibru. Znacznie lepiej prezentują się potyczki z tamtejszą florą i fauną jak i samo spotkanie z miejscową ludnością. Reszta to niestety ciężki orzech do zgryzienia. Najsłabszym elementem obrazu jest jego fabuła, która potrafi nas mocno rozczarować. Jest nijaka, mało intrygująca i zdecydowanie zbyt szablonowa. Prawdę mówiąc w "Kongu: Wyspie czaszki" nie znajdziecie niczego odkrywczego. Wiem, że zaraz ktoś powie, że przecież w tym obrazie nie o to chodzi i choć z bólem, to jednak przyznam mu rację. Niestety gdy w produkcji nastawionej na akcję brakuje tego jednego najważniejszego składnika, każdy widz szuka czegokolwiek by się uczepić. Tonący brzytwy się chwyta. Niestety w tym przypadku widz tonie. Fabuła filmu jest zbyt prosta, zbyt nijaka oraz zbyt przewidywalna żeby chociaż przynajmniej zrelaksować się podczas seansu. Brakuje jej lekkości i płynności które zapewniły by nam bezproblemowy odbiór obrazu. Przeszkadzają również liczne klisze, które wiele rzeczy sprowadzają do banału. Aczkolwiek muszę przyznać, że w kilku przypadkach twórcy wykazali się niemałą pomysłowością. Na przykład w senie walki z błyskającym flashem aparatu czy w scenie gdy jeden z bohaterów zamierza się poświęcić dla innych. Niestety to są jedynie wyjątki. Całkiem podobnie mają się wątki poboczne, które aż zalatują kiczem. Jest pan śmieszek, jest pan poważny i jest ten ze spiętymi pośladami, który już na sam widok Konga dostaje piany i jego jedynym marzeniem jest zgładzić wielką małpę. Litości. Już na samą myśl brzmi to okropnie, a jest to nic w porównaniu do tego jak tandetnie wygląda to na ekranie.

Jeśli chodzi o postaci pojawiające się w tej opowieści to niestety problem jest ten sam. Bohaterowie obrazu to tylko z pozoru ciekawe sylwetki. Tak naprawdę tyczy się ich ten sam problem co fabuły produkcji. Postacie są jednowymiarowe, nieciekawe i ledwie zarysowane. Nie potrafią w żaden sposób nas ująć ani sprawić, że będziemy za nimi tęsknić. Jest nam obojętne co się im przydarzy i czy w ogóle przeżyją. Jednakże to jeszcze nic w porównaniu do bohatera granego przez Samuela L. Jacksona. To się powinno wręcz nazywać karykaturą postaci. Zero rozumu (o zdrowym rozsądku nie mówiąc), jakichkolwiek sensownych motywów postępowania, wydumane ego oraz przerastająca sylwetkę pycha. Innymi słowy dramat. Reszta też nie prezentuje się jakoś rewelacyjnie, ale przynajmniej nie eksponują sobą porażenia mózgowego. Aktorstwo jest poprawne, ale bez żadnych fajerwerków. W obsadzie znaleźli się Tom Hiddlestone, Brie Larson, Samuel L. Jackson, John Goodman, Corey Hawkins, Toby Kebbell, Jason Mitchell, Tian Jing oraz najlepszy z całej obsady John C. Reilly.

Od strony technicznej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Główna zasługa w tym świetnych zdjęć, ciekawej muzyki, rewelacyjnie dopasowanych utworów muzycznych, a także świetnych efektów specjalnych. Niestety nie są to efekty, które wywołają w nas niepowstrzymany zachwyt. Wszystko jest w porządku, ale bez większych rewelacji. Oglądając seans w IMAXie z pewnością doznania będą silniejsze, ale szału nie ma (byłem, widziałem, wiem). Warto również zwrócić uwagę na świetne scenografie oraz charakteryzację. Niestety nie do końca kupuję klimat całej opowieści, który jest trochę niemrawy.

"Kong: Wyspa czaszki" to kolejny film o King Kongu w historii kinematografii. Tym razem jednak postanowiono nieco inaczej ukazać nam historię wielkiej małpy. Miało być świeżo i inaczej. Koniec końców twórcom nawet udało się osiągnąć efekt o jaki zabiegali, ale koszem całej reszty. Fabuła jest nudna, przewidywalna i prosta jak drut. Jedni bohaterowie poprawni, ale bez charyzmy, a drudzy są zaś za bardzo przerysowani. Aktorstwo dobre, ale bez rewelacji. Natomiast sceny akcji bez napięcia i emocji to jedna wielka porażka. Po tej premierze można było oczekiwać wiele. Ale na pewno nie tego, że będzie to wielka klapa.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jack ma pięć lat, gdy dowiaduje się od mamy, że pokój, w którym mieszka z nią od urodzenia, nie jest całym światem. Wychował się tu, myśląc, że po drugiej stronie ścian jest pustka. Teraz matka decyduje się powiedzieć mu prawdę i z jego pomocą podjąć walkę o wolność. Od prawie 6 lat są więzieni przez człowieka, który każe nazywać się Dużym Nickiem. Izoluje ich od świata, grożąc, że próba ucieczki zostanie ukarana śmiercią. Mama obmyśla niezwykle ryzykowny plan, którego głównym bohaterem ma być właśnie Jack. Wkrótce okaże się, że nie samo odzyskanie wolności jest największym wyzwaniem, ale konieczność odnalezienia się w niej i nauka życia na nowo.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Lenny Abrahamson
scenariusz: Emma Donague
czas: 1 godz. 58 min.
muzyka: Stephen Rennicks
zdjęcia: Danny Cohen
rok produkcji: 2015
budżet: 13 milionów $
ocena: 9,0/10








 
Jak to jest żyć?

Popełniliście kiedyś niewybaczalny błąd? Coś czego nie da się odkręcić, a ty oddałbyś wszystko co masz, aby do niego nie dopuścić? Aby nie znaleźć się w miejscu, w którym obecnie jesteś? Pewnie każdy z nas miał takie chwile. Jedni z nas żałowali, że popełnili błąd życiowy, inni zaś, że dopuścili się przestępstwa, a kolejni, że próbując zrobić coś dobrego sami na siebie sprowadzili zły los. Tak właśnie jest z bohaterką filmu Lennyego Abrahason'a pt: "Pokój".

Po niezwykle zwariowanym, zakręconym i poniekąd przebojowym filmie jakim był "Frank" Abrahamson postanowił sięgnąć tym razem po bardziej stonowaną opowieść, która w fenomenalny sposób ukazuje nam przejmującą historię matki i dziecka. Fabuła produkcji już od samego początku niesamowicie nas wciąga. Jest niezwykle tajemnicza oraz intrygująca. Reżyser ukazuje nam zdarzenia z życia codziennego Jacka oraz jego mamy, którzy próbują normalnie żyć pomimo tego, że mieszkają cały czas w jednym pomieszczeniu i w ogóle z niego nie wychodzą. Z ekranu kinowego wieje grozą oraz dramatem, albowiem nie wiemy nic na temat pobytu tej dwójki w owym pokoju. Dopiero z czasem ujawniane nam zostają szokujące fakty, które po ułożeniu w logiczną całość dają nam pełen obraz całego zajścia. Nie obędzie się bez niedowierzania, szoku oraz najzwyklejszego w świecie współczucia. Jednakże jak się później okazuje nie to jest głównym wątkiem filmu. Albowiem obraz Abrahamsona można podzielić na dwie części. Tę, która ma miejsce w tytułowym pokoju oraz na wydarzenia dziejące się już poza nim po wydostaniu się. Pierwsza część jest pełna napięcia, tajemnicy oraz grozy dzięki czemu bez mrugnięcia okiem śledzimy wydarzenia z pokoju. Później bez najmniejszego oddechu obserwujemy spektakularną ucieczkę, która fenomenalnie ukazuje nam jak osoba niewidząca świata jest w stanie się nim zachwycić. Natomiast druga część opowiada nam o zmaganiach dwójki głównych bohaterów ze światem do którego należą, ale nie mogą się w nim odnaleźć. Twórcy ukazują nam ich walkę z nową rzeczywistością, nowym życiem oraz nowym miejscem zamieszkania. Choć z pozoru wszystko po wydostaniu się powinno wydawać się prostsze, to tak naprawdę w rzeczywistości okazuje się być dużo trudniejsze. Nawet najprostsze czynności wydają się nam obce i nieznajome. Mamy ukazane zmagania Jacka z nowym światem oraz jego mamy - Joy, która musi poradzić sobie z powrotem do normalnego życia. Obydwoje inaczej reagują na zmianę i obaj inaczej radzą sobie z przystosowaniem do nowego świata. Film w głównej mierze opowiada o tym jak ciężko jest wpasować się do społeczeństwa po przeżyciu takiej traumy jaką było spędzenie 6 lat w jednym pomieszczeniu. Wszystko to ujęte jest w niezwykle wciągającej, intrygującej, przejmującej i wzruszającej opowieści, którą wyśmienicie się ogląda.

Pod względem aktorskim produkcja prezentuje się fenomenalnie, a to za sprawą dwójki głównych bohaterów. Jacka i Joy, którzy od pierwszego do ostatniego ujęcia dosłownie kradną ekran. Są to niezwykle ciekawe, rewelacyjnie napisane oraz zagrane postacie, które od samego początku produkcji jesteśmy w stanie polubić. W tych fenomenalnych kreacjach mamy Brie Larson jako Joy i równie dobrego Jacoba Tremblay. To dzięki ich kreacjom film ma sens istnieć. To oni tchnęli w niego życie. Na ekranie pojawiają się również: Joan Allen oraz William H. Macy.

W parze z ciekawą historią mamy również bardzo dobre wykończenie. Świetnie dopasowaną do obrazu muzykę, scenografię oraz charakteryzację. Na szczególną uwagę zasługują zdjęcia, które świetnie ukazują nam zamknięty świat pokoju z szerokiej perspektywy. Jakby to niewielkie pomieszczenie tak naprawdę było większe niż nam się wydaje.

Dramat, groza, tajemnica, ale również miłość i współczucie. Ten film posiada wszystkie te cechy, a nawet więcej. "Pokój" Lennyego Abrahamson'a to niezwykle przejmująca, wzruszająca i niezwykle intrygująca historia, która z pewnością nie da o sobie zapomnieć. Porusza nas dogłębnie i chwyta za serce. Pozostawia nas z milionem pytań, na które wcale nie jest tak łatwo odpowiedzieć. A wydawać by się mogło, że wydostanie się z pokoju zakończy wszystkie problemy. Niestety w życiu nic nie jest takie proste...

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.